Kochani, parę tygodni temu byliśmy z Paszczakiem w Edo Fusion w Krakowie. Wcześniej przyklejaliśmy kamyczki do tekturki na Warsztatach Mozaikowania organizowanych przez Pracownię Lubosza Karwata, zdjęciochy z tego są TUTAJ:).
Wracając do rzeczy, restauracja jest przepięknie urządzona, a potrawy kuchni tajskiej tam serwowane – przepyszne. Ja pierwszy raz miałam okazję spróbować tajskich specjałów i baaaaaaaaaardzo te smaki przypadły mi do gustu:) Słodko-kwaśno-ostre, ale zupełnie w innym „tonie” niż kuchnia chińska, czy japońska. Ja w swojej ignorancji w kwestii kuchni Tajów myślałam, że to podobne smaki do Japonii i Chin są, myliłam się, ale jak już napisałam, bardzo mi tajskie gusta kulinarne „podeszły”.
Edo Fusion mieści się w Krakowie, przy ulicy Miodowej 5, specjalizuje się ona w kuchni japońskiej, tudzież tajskiej. Wybraliśmy się tam z dwóch powodów: pozytywnej recenzji na Głębi Smaku, a wiadomo, że podniebieniu Wojtka można ufać:) Drugim powodem były dwa grupony, przeze mnie zakupione. Jeden grupon za 25zł upoważniał do konsumpcji dań tajskich za 50 zł, czyli w sumie mieliśmy stówę i można było poszaleć. Ceny w lokalu na Miodowej 5 nie są wygórowane jak na Kraków, ale dla nas prowincjuszy za tanio tam nie jest, ale powiem Wam, że za tak dobre jedzenie byłabym w stanie zapłacić więcej, jeśli bym musiała, bo naprawdę to, co jedliśmy – po prostu NIEBO W GĘBIE. Ale po kolei.
WYSTRÓJ – piękny, już po głębosmakowej recenzji wiedziałam, że jest ładnie i ze smakiem, ale to, co zastaliśmy na miejscu mnie zachwyciło totalnie – prosto, z klasą i jakby to powiedzieć – kojąco – idealne miejsce na randkę, czy po prostu na obiad w przerwie od pracy. Dużo zieleni, do tego ciemne stoły i szare ściany – fantastyczne połączenie kolorów. I wybaczcie, ale muszę napisać o pięknie urządzonej toalecie, ja wiem, że to nie jest najważniejsza rzecz w restauracji, ale urzekło mnie to, że właściciele pomyśleli o wszystkim, nawet o tym, że klient udając się do toalety, mógł poczuć się jak w Azji. Jak dla mnie – urocze:)
Przy drzwiach powitała nas przesympatyczna Pani kelnerka odziana w strój na dalekowschodnią modłę, skierowała nas do stolika, wyjaśniła, jak grupon działa i zostawiła nas z menu. I oto co wybraliśmy:
Na pierwszy rzut poszyły zupy.
Moja: zupa z wołowiny z ananasem – delikatna zupa z plasterków wołowiny i świeżego ananasa o aromacie limonki*. Przepyszna zupa za 15zł, aromat limonki bardzo wyczuwalny, kwaskowaty ananas i pikantność zdobyły królewskie podniebienie, oj zdobyły!!!!!
Zupa Pszczakowa: również za 15zł – zupa galangalowa Tom Kha Gai na bazie mleka kokosowego i galangalu z dodatkiem kurczaka, płaskiej fasolki, grzybów shitake, pędów bambusa i dymki.* Paszczakowi bardzo smakowała, jak dla mnie szału nie było, ale to ze względu na to, że ja za „białymi” zupami nieszczególnie przepadam, ale ogólne wrażenie podniebieniowe na plus.
Następnie na stół wjechały:
Moje owoce morza w tajskiej bazylii z chilli i papryką – mieszane owoce morza przesmażone w pikantnym sosie z oryginalnej tajskiej bazylii. Bogaty, typowo południowoazjatycki smak* za 35zł. Jeśli tak jedzą na południu Tajlandii, to ja sobie uzbieram do mojego magicznego oszczędnościowego słoiczka i może za milion lat pojadę tam, żeby popełniać grzech łakomstwa:) Danie bardzo ostre, choć w hierarchii restauracyjnej funkcjonuje jako danie z dwoma papryczkami w skali trzech papryczek maksymalnie.
Paszczakowe danie za 25zł: równie pyszne jak moje: wołowina w sosie kokosowo – pieprzowym – plastry wołowiny w sosie z mleka kokosowego i marynowanego zielonego pieprzu z dodatkiem bambusa.* Pyszność, pyszność i jeszcze raz pyszność, pysznością popędzana:)
My Paszczaki Królewskie deserów za bardzo nie lubimy, więc zamiast słodkości na koniec zamówiliśmy zielone curry z kurczakiem – sztandarowe danie tajskiej kuchni – kurczak, tajskie bakłażany i warzywa duszone w bardzo pikantnym curry* za 23zł. Super ostre, super smaczne, subiektywnie – za dużo (chyba) limonkowości, ale jak najbardziej godne polecenia.
Kochani, jeśli tylko Was kiedykolwiek zawieje w okolice ulice Miodowej koniecznie do Edo Fusion musicie wstąpić, a jeśli nie będzie zawiewało, to i tak warto się do tejże restauracji się wybrać po wprost niebiańskie doznania smakowe.
W menu jest również, jak wspomniałam kuchnia japońska, a co za tym idzie sushi, do tegoż celu osobny mini lokal obok jest przeznaczony i jestem w stanie dać odciąć sobie rękę, że to sushi musi być równie wyborne, jak to, czego okazję mieliśmy spróbować. Na pewno pojawimy się tam jeszcze wiele razy. Ave!
*cytat z restauracyjnego menu
To teraz rezerwuj jaką sobote albo inny dzień kiedy wybierzesz sie tam ze mna na jakies pogaduchy – same ! bo tesknie a takim klimatem a mam pod nosem 😉
właśnie wróciliśmy z tej knajpki, polecamy
bardzo miła obsługa, jedzenie też dobre